piątek, 25 lipca 2008

Piątek - ósmy dzień rejsu

Cała załoga "Perepłuta" wstaje wcześnie. Wszyscy muszą być w pogotowiu, z żywiołem wody nie ma przecież żartów. Po zjedzeniu kilku kromek z przepysznym pasztetem sojowym zwołujemy zebranie lub, jak kto woli, zgromadzenie, gdzie omawiamy wszystkie ważne sprawy. Oczywiście na pierwszy plan dzisiejszych obowiązków wysuwa się konieczność sprzątnięcia na tratwie oraz złożenie pontonu.

Późnym popołudniem odwiedza nas najmniej oczekiwany gość - burza. Po godzinie ulewnego deszczu oraz ogłuszających grzmotów i oślepiających błyskawic dokonujemy oględzin "Perepłuta". Na szczęście dla nas, oraz samej tratwy, lustracja przebiega pomyślnie. Kto wie, może słowiańskie bóstwo Perepłut czuwa nad nami? Wieczorem zmęczeni udajemy się pod prysznice a potem wreszcie do łóżek.Na noc ustalamy wachty, bo poziom wody w Wiśle wciąż wzrasta.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Czytam bloga i naprawdę przykro mi ze nie mogę być z wami. Oczywiście tak jak piszecie cała ta wyprawa to też pewne zagrożenia i niedogodności ale rownocześnie niezapomniana przygoda. Czekam na kolejne wpisy i pozdrawiam całą załoge :)