Po wczorajszym, pełnym wrażeń dniu, w nocy każdy z nas spał snem niemowlęcia. Jednak jak głosi już wręcz ludowe porzekadło, wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Rzecz jasna jest to stwierdzenie o minimalnej zawartości prawdy (mając na względzie ciągłość wydarzeń losowych), jednak w naszym przypadku nie znalazło się ono na krawędzi marginesu fałszu.
Cóż... należało wstać i zająć się "wiślaną" wystawą. Około godz. 11.00 znaleźliśmy się na grudziądzkim rynku. Zainteresowanie sprawą czystości rzek było niemałe. Przechodnie oglądali fotografie oraz składali podpisy pod petycją, wyrażając w ten sposób niezadowolenie z ukierunkowania działań klasy panującej oraz domagając się tym samym zmiany jej postępowania.
Warunki atmosferyczne nie były najgorsze. Co prawda słońce wychyliło się zza chmur dopiero późnym popołudniem, ale za to deszcz zaszczycił nas tylko krótkimi odwiedzinami w godzinach "obiadowych".
Poza tym na tratwie nastąpił czas suszenia - ubrań, butów i innych potrzebnych nam rzeczy. Miejmy nadzieję, że jutro temperatura powietrza pójdzie gwałtownie w górę i pozbędziemy się ponad przeciętnego poziomu wilgoci w kajucie.
Diuna
niedziela, 17 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)