poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Poniedziałek - trzydziesty drugi dzień spływu

Dzień rozpoczął się przyjemnie, bo pobudką w łóżkach - na jedną noc zamieniliśmy się z ekipą lądową. Oni spali na tratwie, a my w gospodarstwie agroturystycznym. Słońce nieśmiało wyglądało zza chmur, kiedy odpływaliśmy z Grudziądza.

Pomimo szarości nic nie zapowiadało niespodzianek, jednak nieustannie i niemal niezauważalnie robiło się coraz chłodniej. Kiedy zaczęło kropić, a niebo nad nami przybrało kolor śliwki, zrobiło się nieprzyjemnie. Zerwał się silny wiatr, który bardzo utrudniał slalom pomiędzy łachami. Deszcz zacinał w twarz. Wyglądało na to, że dzień przeminie pod znakiem przemoczenia i przemarznięcia.

Los jednak uśmiechnął się do nas, i po kilku godzinach zmagania się z niekorzystną pogodą, poczuliśmy promienie sierpniowego słońca. Wtedy też zdecydowaliśmy się na odpoczynek i sprawdzenie możliwości "Perepłuta", jak to było obiecane jeszcze w Krakowie. Znaleźliśmy kawałek piaszczystego brzegu, gdzie zacumowaliśmy. Męska część załogi rozłączyła obie części tratwy. Do tej, gdzie po zniesieniu rzeczy został tylko silnik i kanister, przymocowaliśmy obie pary uchwytów. Wyposażeni w kapoki, trójkami testowaliśmy nad obecny i środek transportu. Nie ukrywajmy - obeszło się bez rewelacji. Nasz silnik nie należy do najmocniejszych. Chcąc odreagować spływowe trudy i szukając wrażeń, wpadliśmy na pomysł nart wodnych, a że nart nie posiadamy, to z pomocą przyszły nam kapoki. Ich wyporność przetestowała Kasia - ubrana w dwa i trzeci robiący za pieluchomajtki, została wzięta na hol. Pomysł okazał się umiarkowanie dobry, bowiem i z kapokiem, i bez, przy każdym przyspieszeniu następowało podtopienie. Wtedy kreatywnością wykazał się Kudłaty i tym sposobem cała załoga miała okazję surfować na trapie pozbawionym barierki. Style były różne, ich skutki też, ale nikomu włos z głowy nie spadł.

Po tym zastrzyku adrenaliny, ruszyliśmy dalej by opanować Gniew. Miasto to okazało się piękne i klimatyczne, zrobiliśmy sobie krótki spacer do zamku, po czym część z nas wróciła na tratwę, gdzie przebywała nasza ekipa lądowa, a pozostali kosztowali nadal uroków tego miejsca. Nas z kolei kosztowały komary, których chmary nie dawały nam wysiąść z Transita.Znalazł się jednak odpowiedni specyfik i ostatecznie wylądowaliśmy na ławkach nad Wisłą, gdzie mieliśmy przedsmak jutrzejszych urodzin Kudłatego. Wiatru w plecy i wymarzonego!



Kasia

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

SPADAJCIE NA DRZEWO PRYMITYWNE OSZOłOMY ! NIE BLOKUJCIE ROZWOJU GOSPODARKI. DROGI, DOMY WSZYSTKO NISZCZYCIE. TO TECHNIKA I INZYNIERIA DALA WAM MOZLIWOSC ZYCIA A WY JA COFACIE?

Anonimowy pisze...

Poprzednik sam nie wie co mówi.

A czemu nie ma notek z ostatnich dni - czyżby tratwa nie dotarła do Gdańska?
I co z wystawami? Były? Nie było ich? Strasznie mało informacji zarówno w mediach jak i na blogu. Pod tym względem akcja jest klapą.
Z drugiej strony super czas na akcje - w wakacje ludzie mają czas na oglądanie wystaw nie to co od października do czerwca ;)

Przemo pisze...

Wyprawa dla najbardziej wytrwałych. Na pewno trzeba tu dobrze przygotować się do tylu dni na wodzie. Myślę, że plecak wodoodporny to bardzo ważna rzecz na kajakach, na wodzie ogólnie.